W szponach czasu. Ostatnia relacja z wakacyjnej części projektu Wołyń 2015. Recordatio.
I jesteśmy w Kowlu ! Przodem pomknęli Jurek i Darek odwożąc Andrzeja i Mariusza do Ostrówek. Tam czekali na nich Leon i Piotr, zjeżdżający do Polski po tygodniowym okresie prac w Ostrówkach i Turzysku. Miłe powitanie, dużo opowiadań i relacji. Upał nadal niepodzielnie rządzi światem zamieniając nawet beton w gorącą grzałkę. Żegnamy przyjaciół i szybki skok do Kowla, pora naszykować posiłek dla grupy, która niczym zaciężna husaria nadciąga od strony Krzemieńca. Gościnne progi Ojca Tadeusza i on sam witają nas, szybko obsadzamy naszą stałą tam „miejscówkę” czyli podziemną część kościoła Świętej Anny. Rozstawianie namiotów, w części pozostawiamy Jackowi wraz z grupą „warchlaków” , niech i oni trochę się spocą w żarze popołudniowego słońca i rozgrzanej niczym patelnia ziemi. Jutro, czyli w poniedziałek, pojadą w dwa miejsca: Zasmyki i Kupiczów oraz cmentarz miejski w Kowlu. Wieczorna odprawa i trochę pogaduch do poduchy. Rano, rusza niczym machina cała obozowa maszyneria. Docierają jeszcze kolejne osoby, rośnie też ilość rzeczy do zrobienia przez dyżurnych. Powrót z Zasmyk i Kupiczowa rozgrzanej niczym w diabelskim ogniu ekipy wysiadającej z autobusu przypominającego prodiż; szybko uciekają pod prysznic a potem w kolejkę po obiad. Komentarze, spostrzeżenia i wspomnienia wesołe i miłe dla ucha słowa.
Wtorek. W nocy było zaledwie plus 11 stopni ! Po ostatnich upałach to wręcz porażająca zmarzlina. Śpiwory i nakrycia pełne wilgoci i chłodu polarnego, zimnego poranka. Trudno, nic nie trwa wiecznie, jakież to jednak zaskakujące. Niestety, rośnie nam „zaplecze” rekonwalescentów, po Gabcii, która nadwyrężyła ręka, Kacprze, którego bolał brzuch, Jarek (Wiedźmin) nie jest w stanie wypowiedzieć słowa. Początek anginy… Zostaje na miejscu wzmacniając ekipę dyżurnych. Szybko do autobusu, dzisiejszym celem działań ekipy jest Maciejów, z jego jakby zaklętym w czasie cmentarzem, na którym w gąszczą krzaków niczym bajkowe zjawy tkwią nagrobki i krzyże, które ząb czasu jakby pozostawił w spokoju dzięki otuleniu w zbawczą zieleń roślin. Dziś nadszedł czas walki z otwartą przyłbicą z tym miejscem. Nie tyle miejscem, ile losem jaki historia zgotowała temu skrawkowi ziemi gdzie śpią wiecznym snem zasłużonym nasi rodacy. Gdzie nasze drogi skrzyżowały się z ich losami przywoływanymi ze słów epitafium i dat wyrytych na cokołach. Czas ich nie zatarł, choć czasem trochę ukryte pod mchem lub spolerowane przez łzy deszczu, mrozu i kolei pór roku dalej dają świadectwo tym, którzy pod nimi spoczywają. Noc chłodna, dniem nadal niepodzielnie rządzi upał, trochę mniejszy niż przez pierwsze siedem dni naszych działań lecz nadal wypalający piętno potu i zmęczenia na plecach i barkach pracujących.
Kolejny obrót tego młyńskiego koła obozowego, środa 19 sierpnia, autobus z grupą jedzie do Hołob, miejsca, gdzie w poprzednim roku rozpoczęliśmy prace. Czerwcowe rozpoznanie wypadło pozytywnie, choć młoda zieleń zaczęła zajmować ponownie przyczółki po naszych pracach, cmentarz nie zanotował nowych uszczerbków i zniszczeń. Ostro zawyły piły, zadźwięczały siekiery niczym kosy kosynierów, zielone przegrało, ustępując przestrzenie światłu i porządkowi. Druga grupa, jedzie do Koniuch, nowe miejsce, trzeba je rozpoznać, skatalogować i oznaczyć. Jadą Bestia, Marcin, Janek i Dionizy. Obraz tragedii… centralne śmietnisko tamtych okolic, robimy przecinkę, stawiamy krzyże , zapalamy znicze, rozmawiamy z tamtejszymi mieszkańcami i władzą lokalną. Jest dobrze. O tym napiszę osobno. Wydarzeniem, które zapisało się w historii akcji bez wątpienia jest ta sytuacja : Kamandir Jacek przez przypadek puścił z dymem jak to się barwnie mówi, ręcznik Bestii ! Akcja gaszenia pożaru ręcznika była nieskuteczna. Za to mina Bestii, który po umyciu, goleniu rozwinął ręcznik do wytarcia twarzy i rąk i stwierdził obecność trzech dość potężnych dziur otoczonych czarnymi zwęgleniami była bezcenna !
Czwartek, 20 sierpnia. Przeprowadzamy się po raz trzeci i ostatni w czasie tej edycji akcji. Pulmo, ośrodek Caritas. Wita nas ksiądz Roman, proboszcz z Rożyszcz, gdzie działa nasz pod obóz, Grupa z Bochni i okolic dzielnie tam pracuje dając łupnia dzikim jeżynom i wręcz zachłannie pochłaniającej cmentarz zieleni. Ośrodek i jego gościnne progi oczarowują nas. Blisko jeziora Świtaź też. Rozlokowanie i posiłek. Potem trochę spacerów i poznawania najbliższej okolicy. Na odprawie, Kamandir Jacek ogłasza; w piątek pracujemy w Lubomlu, delegacja w składzie pięcioosobowym jedzie na uroczystości w Kościuchnówce – kto woli obecną nazwę w Kostiuchnówce. Odbędzie się tam uroczysty pogrzeb przeniesionych szczątków żołnierzy polskich, rosyjskich, niemieckich, austriackich z mogiły we wsi, do mogiły w lasku. Spoczną obok swych towarzyszy broni i dawnych wrogów we wspólnej, żołnierskiej mogile. Pojadą Zuza i Kasia z Poznania, Wegan oraz dobrany w drodze losowania z dziesięciu chętnych Kanibal. I to wydarzenie pozostawię do osobnego omówienia, bo jest wiele do opowiadania. Prace w Lubomlu grupa kończy około 18 tej, podróż do miejsca pobytu, obiadokolacja mniaaaaaaaam ! Cierwinyj borszcz z pampuchami czosnkowymi i ryba z ziemniakami na drugie danie ! Panie kucharki z ośrodka nas rozpieszczają do granic niemożliwości ! Konserwy, konserwy i jeszcze raz konserwy zniknęły za horyzontem rozweselonych kubków smakowych. Upały opuściły nas na dobre, chłodne sierpniowe poranki przypominają bezlitośnie o schyłku lata… a mnie jest szkoda lata… Jutro sobota, pojedziemy odwiedzić Mielniki, mogiłę polskich żołnierzy Korpusu Ochrony Pograniczna, poległych i zamordowanych przez sowietów we wrześni 1939 roku. Potem nad jezioro, ostatni, odpoczynkowy akcent tegorocznej letniej akcji. W niedzielę wracamy do Polski, do Lublina, czekajcie na nas około 14 na Łabędziej ! Po raz ostatni z Wołynia:
Fundacja Niepodległości
Dariusz Tadeusz Palusiński
P.S. Ciąg dalszy nastąpi !
Projekt został dofinansowany ze środków programu Fundusz Inicjatyw Obywatelskich