Jesienne prace na Wołyniu - część pierwsza + zdjęcia
Niczym pędzący dziki koń przeminął wrzesień i resztki lata. Jeszcze 30 sierpnia byliśmy na uroczystym pochówku ofiar zbrodni w Ostrówkach a już za pasem jesień i jej stan odmiennej świadomości. Zaplanowane na początek października prace w Miętkim na cmentarzu prawosławnym szybko i sprawnie poprowadzone przez Kamandira ( Jacek Bury) wraz z grupą młodzieży ze Środowiskowego Hufca Pracy ze wsparciem od Tomasza Jakubskiego przebiegły zgodnie z planem. W datach od 8 do 11 października był Ostróg, tamtejszy cmentarz. 2 października telefon głośno zaanonsował połączenie od doktora Leona Popka – „Bestia rób to co ustalone, zgoda jest” ruszyła machina szybkiego przygotowania do dodatkowego wyjazdu. Celem będzie Kaszówka, miejscowość jakby ukryta zielenią lasu, niczym pośród morza drzew i krzaków małe miejsce na ziemi. Cmentarz z okresu Pierwszej Wojny Światowej, na którym spoczywają żołnierze Legionów Polskich, żołnierze rosyjscy i skromnie, tam gdzieś na końcu cmentarza ofiary zbrodni z roku 1943.
Szybka łączność i szybkie decyzje, ostatecznie pojadą za mną Krzysiek Janiga ( ma spore doświadczenie w działaniach na Wołyniu) oraz Jarosław Lipiec nasz tegoroczny debiutant. Po Kaszówce pojadą ze mną do Ostroga dołączając do grupy, która przyjedzie z Lublina.
Niedziela, 4 października około 8.30 odbieram Jara i Krzyśka z dworca, zamieniam samochody i w blasku i cieple jesiennego słońca wyruszamy. Leon swoim pojazdem, a Łukasz i Adam w swoim. Dołączą do nas w Kaszówce jeszcze Andrzej Mazurek – niezawodny i żelazny oraz cztery osoby z Warszawy. Wizyta w Ostrówkach, zapalamy znicze, trochę porządków i przywitanie się z zaskrońcem ogrzewającym się w słońcu na asfalcie tuż przy zaparkowanych samochodach. Kaszówka wita nas chłodem jesiennego wieczora i ciepłem gościnnych progów naszej kwatery. Batiuszka Petr, nasz przyjaciel i wielce pomocny w pracach na tutejszym cmentarzu. Zadbał o kwaterę, mieszczuch Jarek kręci nosem na brak ciepłej wody, zimna tylko z pompy na podwórku, wygódka za stodołą… to będą dla niego ciężkie dni… nie tylko te… Właściwie dopiero teraz dotarło do mnie, to, że z całej grupy jedynie ja nie poddałem się urokom kwatery i nadmuchiwany materac i śpiwór był dla mnie czymś normalnym, podobnie jak mycie zębów, twarzy w zimnej wodzie. Ech, te mieszczuchy ! A właściwie mieszczuch ! Poniedziałek przywitał nas chłodem i karminową czerwienią wschodzącego słońca, wyłaniającego się spoza lasu, niczym statek na redzie zza linii horyzontu. Cztery kilometry leśnych i do pracy ! Wycinanie, grabienie, malowanie, do ustawienia jest czterdzieści nowych, dębowych krzyży, porządkowania terenu też masa. Jesteśmy w miejscu, gdzie kiedyś, było pole, otwarta przestrzeń, na której w roku 1915 pojawiły się okopy i transzeje z dwóch stron walczących na tym skrawku ziemi pośród pól Kaszówki, o kilka wiorst od Gaju. Czas wojny przeminął, pozostały rzędy krzyży i spoczywających pod nimi żołnierzy, niedawnych wrogów z bronią w ręku a potem spoczywających w żołnierskich mogiłach bohaterach tego miejsca na ziemi. Czas zagoił rany wojny światowej, łanem obfitych zbóż usiał całą okolice, na miedzach tych pól, gdzieniegdzie przycupnęły domy, schronienia i miejsca życia Polaków i Ukraińców w tej części Wołynia. Mijały lata, rok 1939 przetoczył się warkotem stalowych kolosów przez Kaszówkę, zima osadziła tu rządy komunistów spod znaku sierpa i młota. Aż w końcu, w 1943 z rąk UPA los przyniósł śmierć Polakom a czas zatarł miejsca zgliszcz i pamięci po Ich miejscach na ziemi… Niewielu z nich ocalało z rąk oprawców, Kilku pomogli sąsiedzi, Ukraińcy. Reszta spoczęła w grobach na zawsze… Śpią, teraz pośród lasu, drzewa zakryły ten skrawek na ziemi niczym parasolem chroniących Ich od zabiegania i problemów tego świata… Jarek szukając zakopanego rok temu impregnatu do drewna, odkopał niemych świadków tych grzmiących i palących metalem dni Wojny Światowej z roku 1915 i 1916, fragment puszki rosyjskiego szrapnela, zapalnik zdetonowany i fragmenty puszki austriackiego szrapnela, tych świadków żołnierskiego bytu i śmierci. Wtorek rano przywitał nas dwoma stopniami poniżej zera. Skrobanie szyb w samochodach i głośne narzekania na zimno, które zaczęło rządzić światem. Nawet wersja skody – tak, to sam dzielny samochód , którym poruszałem się w sierpniu ma zamarznięte szyby i błoto z kałuż leśnych na dachu. Dwa dni pracy przemknęły szybko, w środę rano z prawie dwugodzinnym opóźnieniem ( ciepła woda do mycia, ciepłe śniadanie) wyjeżdżamy kierując się na Ostróg. Wizyta na cmentarzu w Hołobach, który był miejscem prac w sierpniu, świetnie wykonana pracy grupy owocuje ! Porządek, ład, prześwietlone miejsca, oczyszczone nagrobki, aż trudno sobie uświadomić, że jeszcze nie tak dawno były tam po prostu drzewa.
Potem Drozdnia i Gończy Bród, szybki dojazd do Łucka, Ołyka, Kolegiata to wspaniałe miejsce i już potem szybko do Ostroga. W gościnnych progach domu studenta będziemy czekać na przyjazd grupy z Lublina. Czwartek, 8 października, Krzysiek i Jarek pozostali w Ostrogu, mają samodzielnie zwiedzać Ostróg, ja wyruszyłem o siódmej rano realizować zaplanowane działania. Antoniówka, dawne siedlisko kolonii niemieckiej, wieś zamieszkiwali Polacy i Ukraińcy, cmentarz położony malowniczo na skraju wsi, pośród pól, na wzgórku, nieopodal lasu. Leśna, również była zamieszkana przez Polaków, Niemców, Ukraińców, Rosjan, w środku iglastego lasu, gdzie uwagę przyciągają zdziczałe sady, w miejscu gdzie niebo styka się z ziemią. Wracam do Ostroga, umyć auto, telefon od Księdza Witolda Kowaliwa podrywa mnie z siedzenia auta, z ustami pełnymi obiadu – kawałkiem soczystego, dojrzałego melona miodowego. Zabieram księdza Witolda i dalej w podróż po terenach oddalanych trochę od Ostroga a zarazem tak dalekich, bo wszystkie były do roku 1939 za granicą, na terenach Związku Sowieckiego. Kolejny leśny dom ludzi, Michałówka, Polacy, Ukraińcy, Niemcy, dziwny kolaż nacji i grup społecznych. Jadwinin, czeskie osiedle wśród piaszczystych wzgórz w lesie, groby na cmentarzu przemawiają do nas po polsku, ukraińsku, niemiecku i czesku, niesamowite. Tym bardziej urzekają i zadziwiają te miejsca, bo historią naznaczyła ich miejsce na ziemi jeszcze jedną przypadłością, są położone na Linii Stalina, usiane schronami bojowymi i widocznymi do dzisiaj przesiekami w masywach leśnych. Wracamy oglądając jeszcze Międzyrzecz Ostrogski, Monastyr, piec hutniczy i równiny okiem niezmierzone. Wracam, zabieram się za opracowanie zdjęć i wieczorem niepokojąca wiadomość – grupa z Lublina dzisiaj nie wyjedzie ! Problem z przewoźnikiem, w ostatniej chwili dają znać , że bus nie będzie podstawiony! Jacek walczy niczym lew o zastępczy środek komunikacji, za późna pora… Resztę opiszę Czytelnikom Jacek – Kamandir w swoim materiale. My, w piątek wraz z miejscowymi parafianami o jakże polskich nazwiskach : Nimczycki , Sikorski, Kamińska w sumie grupa 10 osób plus nasza trójka, starliśmy się z zielonością terenu. Minął rak od naszych poprzednich prac, zielone zapanowało znowu, zachłannie wchłaniając zeszłoroczne przyczółki. Przez cały piątek udało nam się odzyskać dawne pozycje w 80% a dzięki pile spalinowej w nowych miejscach poszliśmy mocno do przodu. Resztę Wam opisze Jacek Bury – Kamandir. Ja, czyli Bestia nie żegnam się z czytelnikami, jeszcze tu wrócę z porcją nowych informacji ! Pozdrawiam wszystkich Czytelników i uczestników tegorocznych akcji. Czołem !
Dla Fundacji Niepodległości
Dariusz Tadeusz Palusiński
https://www.fundacja-niepodleglosci.pl/wydarzenia/wolyn-pamietajmy-pamietac/1475-jesienne-prace-na-wolyniu-czesc-pierwsza#sigProId599606c7cf