Wigilijna peregrynacja na Wołyń + zdjęcia
Budzik zawył niczym ranny zwierz, wywołując niczym cięcie miecza koniec snu. Spojrzenie na zegar, 2.30 rano – pora zrobić kawę , zabrać resztę bagażu i w drogę. Jeszcze 2.55 – telefon do Tomka ( Carlito) , „pobudka wstawaj !” w odpowiedzi słyszę – „chyba się nudzisz !” . Samochód czeka przed domem, już wczoraj załadowany, zatankowany , gotowy do długiej drogi. Z głośników słychać słowa „jeszcze raz ruszy ta zniszczona płyta, stary sprawdzony dobry blues..” Budka Suflera „Memu miastu na do widzenia” , przejeżdżam przez puste ulice zastanawiając się czy ciepło i dobra pogoda umilą nam całą drogę. Teraz „Piosenka o Wojtku” PANNY WYKLĘTE "WYGNANE", miły nastrój i klimat zaczarowują te ciemne godziny przed świtem. Carlito szybko ładuję się do samochodu, mamy też od Ewy Wielgat paczkę do Zamłynia, obiecane księdzu Janowi ciasta na święta, pierwszym przystankiem będzie Zamłynie, gościnne progi księdza Jana. Pierwsze rozczarowanie, a właściwie przysłowiowe wiadro zimnej wody na łby ! Kolejka na granicy niczym przerośnięty boa !
Cztery i pół godziny oczekiwania i wreszcie ścieramy asfalt a potem szuter , by w błyskawicznym tempie dojechać do Zamłynia. Witamy księdza Jana, pozostawiamy rzeczy, które podróżowały by na drugi koniec Wołynia bez potrzeby i nabijamy kolejne kilometry. Łuck, tutaj też szybko załatwiamy zlecone zadanie, potem szybki posiłek i kierunek Dubno. Kilometry mkną dość szybko i sprawnie, jest plus dwanaście stopni, obyśmy mieli dalej takie szczęście w podróży jak do teraz, odrabiamy około 25 minut ze straty 4,5 godziny. Niestety w Dubnie nie zastajemy na plebanii księdza. Dowiadujemy się , że będzie dopiero po świętach… Szkoda, zestawy do TV Trwam pojadę gdzie indziej. Wbijam w nawigację dane, postanowiłem, że trzeba odrobić jeszcze trochę czasu, popełniam błąd… Wyznaczona przez nawigację trasa na odcinku Dubno – Ostróg to… nieporozumienie, straciliśmy na pokonanie tego odcinka 1,5 godziny, samochód z niebieskiego zmienił kolor na czarny, my na twarzach szarzy, ze zmęczenia oraz obaw co do jakości dalszej drogi.
Wreszcie docieram do odcinka trasy, który znam, ufffff. Osiem kilometrów i jesteśmy w Ostrogu, kierujemy się na jesienne miejsce prac w ramach akcji Wołyń 2015. Recordatio. Cmentarz polski, położony na wjeździe do Ostroga od strony Zdołbunowa. Zieleń dawno opuściła drzewa i krzewy pozostawiając w kilku miejscach na gałęziach kalinę i jarzębinę, szarość, brąz i czerń dominują w kolorach krajobrazu. Zapalamy znicze, krótka modlitwa, oglądamy efekty prac. Nasuwa się pewne spostrzeżenie, zniknęły potężne składy ściętych drzew, ale gałęzie pozostawiono. Mieszkaniec Ostroga w zamian za zabranie ściętych drzew obiecał pocięcie i zabranie gałęzi, nie dotrzymał słowa. Zapadł już zmrok, na nieboskłonie oprócz czerwonych, ostatnich promieni słońca gości już i księżyc. Teraz na moment do Międzyrzeca Ostrogskiego, kilka zdjęć, jedna rozmowa z mieszkanką tego miejsca położonego w latach 1918 – 1939 dosłownie na granicy ze Związkiem Sowieckim. Starsza pani mówi dobrze po polsku, uczyła się polskiego w szkole podstawowej, tutaj, zaczynają się wspomnienia i opowieści kresowe. Żegnamy się i zaraz docieramy do księdza Witolda Kowaliwa. Ksiądz czeka na nas w nowym domu parafialnym, który jest też kancelarią, szkółką niedzielną, miejscem spotkań Polaków, katolików i domem księdza. W świeżo wybielonych ścianach, na nowych regałach zagościł już prawie cały księgozbiór parafii i część zbiorów księdza Witolda. Jak zwykle ciepłe, miłe przyjęcie, mnóstwo bardzo ciekawych rozmów, odwiedza nas Vitalij Przewłocki nasz druh i kolega z jesiennych działań. Pozostawiamy księdzu zestawy do TV Trwam, upominki z Fundacji Niepodległości i mimo namów i próśb księdza Witolda jedziemy do zakładanej w planach ostatniej zaplanowanej miejscowości czyli do Rożyszcz. Do tej chwili przejechaliśmy 410 kilometrów, ale opóźnienie przez oczekiwanie na granicy zburzyło cały plan. Przed nami jeszcze tylko 170 kilometrów z planowej trasy na ten dzień. Około 21.45 czasu lokalnego docieramy do księdza Romana w Rożyszczach. Ech, chciałoby się zostać dłużej, do pierwszej w nocy rozmawiamy, ksiądz Roman wybudował nowy kościół w Pulmo, nieopodal ośrodka Caritas, gdzie czasami jesteśmy z akcją letnią, w rekordowym czasie, prace rozpoczęły się w październiku a za kilka dni zakończą pokrywanie dachu. Kładziemy się spać, około 3 rano budzi nas pianie koguta i ujadanie psa… Powtórka kilka minut po szóstej pozostawia nas bez szans, toaleta, kawa, ryba na śniadanie, życzenia, wszak dzisiaj Wigilia, omawiamy z księdzem Romanem sprawy na 2016 rok , wizyta na cmentarzu i w drogę. Kolejne miejsce postoju to Hołoby. Wichury dały się odczuć i tutaj, powalone drzewo na skraju cmentarza złamało betonowy krzyż na jednym z nagrobków. Wokół poniewierają się połamane konary i gałęzie, krajobraz po przejściu małego huraganu. Kilka zdjęć i rejestracja video. Następny wyznaczony punkt to Gończy Bród. Miejscowość mało znana , choć miłośnikom i znawcom 27 Wołyńskiej Dywizji Piechoty Armii Krajowej nieobca. Tędy wiodły drogi oddziałów dwudziestej siódmej z Kupiczowa, Zasmyk do Hołob i samego Gończego Brodu, który był miejscem dwukrotnej akcji polskich oddziałów przeciwko banderowcom i wspierających ich mieszkańców miejscowości. Polacy zamieszkujący to miejsce ponieśli śmierć ; część przez niosącą dobro, równość i dobrobyt armię sowiecką oraz w 1943 roku przez banderowców. Na początku 1944 roku w akcji odwetowej poniosło śmierć około 26 ukraińskich mieszkańców wsi, nie ustalono dokładnie ilu z nich było w UPA. We wsi, kilkanaście lat temu wystawiono im pomnik, z tablicą „ zamordowani przez polskich nacjonalistów” ciekawe, że ta tabliczka zginęła i nie ma po niej śladu… Przypadek ? Niestety, nie ma też śladu po polskich mogiłach, jeszcze kilka lat temu, gdy tam byłem, pozostawały resztki drewnianych krzyży i fragment kamiennego nagrobka, teraz to miejsce porasta młody lasek… Teraz do Kowla, odwiedzimy Halinę i Edka Sulików, złożymy życzenia, przekażemy przesyłkę. Potem na cmentarz parafialny w Kowlu i na obecny cmentarz, gdzie pochowany jest Anatol Sulik, nasz druh, przyjaciel, przewodnik i nieodżałowanym kolega. Dodzwonił się do nas Jurek (Czołgista) nie dostał zmiany wolnego, dzisiaj, 24 grudnia ma dojechać do Zamłynia. Jest w drodze, czeka na granicy w Dorohusku, ciekawe, że nie sprawdziły się zapowiedzi ekspertów i ruch na granicę w stronę Ukrainy jest potężny. Kilkanaście kilometrów i jesteśmy w Maciejowie. Po letniej akcji wycinki drzew, krzewów i zielonych pazernych na przestrzeń roślin, cmentarz prezentuje się dobrze. Smutne jedynie jest to, że poza śladami naszych odwiedzin nie widać tutaj bytności Polaków. Sprzątamy zapalone pierwszego listopada znicze, w ich miejsce stawiając nowe. Czas goni nas niczym rozpędzony parowóz lub trojka koni na wąskiej drodze. Zmieniam trochę „rozkład jazdy” teraz jedziemy do Ostrówek. Wiatr niczym szalony żartowniś porozrzucał znicze i wieńce, dobre kilkadziesiąt minut zajmuje nam porządkowanie . Zapalamy znicze, ja telefonuję do doktora Leona Popka, składam życzenia świąteczne, dla mnie największe podziękowanie za ten rok – Leon przez chwilę zaniemówił, gdy powiedziałem skąd telefonuję, dziękuje nam za to, że jesteśmy w Ostrówkach. Pamiętajmy Pamiętać, to wszak nasza dewiza. Jeszcze wizyta pod figurą, w miejscu gdzie stał kościół.
Rymacze witają nas spokojem miejsca i obrazami nie z zimy. Wysoka, zielona trawa, cisza wiejskiego zakątka. I tutaj widać tylko ślady po naszej bytności w listopadzie, ech, tyle deklaracji, tyle słów różnych ludzi a rzetelnej pracy co kot napłakał. Nie chcę aby ten materiał zamienił się w „wyzwanie na udeptaną ziemię” ale może w końcu zamiast poklepywania się po plecach, rozdawaniu odznaczeń wezmą się po prostu do pracy. Teraz do Lubomla, taka sama sytuacja, cmentarz przybrany w szczątki gałęzi i konarów połamanych przez wiatr. Jemioła strąconą z drzew wygląda dość dziwnie na ziemi pośród ciszy i spokoju cmentarza. O siedemnastej trzydzieści docieramy do Zamłynia. Witają nas Czołgista i Kicka, którzy dotarli z Polski, szybka kąpiel i już czekamy na rozpoczęcie wigilii. Ksiądz Jan czyta okolicznościową modlitwę, łamiemy się opłatkiem, jest duża grupa Polaków z Lubomla, są Ukraińcy z Lubomla, Równego, Łucka, katolicy. Tego nie da się opisać słowami, atmosfera jakże inna a zarazem jakże ciepła i rodzinna . Na początek kutia a potem innych potraw do liczby dwunastu. Śpiewamy kolędy, rozmawiamy, cieszymy się tym dniem, tą chwilą.
Wątpię by zdjęcia i wideo oddało atmosferę, tę magię tego wieczora, zobaczcie sami… Pasterka w kościele w Lubomlu, nocny powrót i błogi sen po dwóch dniach w drodze.
https://www.fundacja-niepodleglosci.pl/wydarzenia/wolyn-pamietajmy-pamietac/1550-wigilijna-perygrynacja-na-wolyn-zdjecia#sigProIdd8fd072e5e
Dariusz Tadeusz Palusiński Fundacja Niepodległości w Lublinie