"Kwarta" 4(5)/2012 - Wstępniak
Piotr Gawryszczak
Malowane dzieci...
Historia Polski i jej sił zbrojnych nierozerwalnie związana jest z kawalerią. Ktoś powiedział,
że w żadnym z krajów kawaleria nie miała tak wielkiego wpływu na jego historię i nie cieszyła
się taką estymą jak w Polsce. Rzeczywiście, studiując dzieje już pierwszego z historycznych
władców Polski, Mieszka, widzimy jego drużynę składającą się z konnych wojowników.
Przez lata sztuka wojenna Królestwa Polskiego, a następnie Rzeczypospolitej Obojga Narodów
doskonaliła się, jednak cały czas nierozerwalnie związana była z kawalerią. Od Litwinów przyjęta
została taktyka walki lekkich, zwinnych chorągwi, polegająca na niespodziewanym pojawianiu
się w trudno dostępnych (bagiennych, puszczańskich) miejscach. Taktyka ta przynosiła
efekty głównie w starciach z ciężkimi, trudno sterowalnymi oddziałami krzyżackich
rycerzy. Kiedy nie było szans na zwycięstwo nagłym wypadem z kniej, równie szybko
zbrojni litewscy rycerze znikali w gąszczach bezkresnych puszcz. Kolejne zmiany w taktyce
walki pojawiły się na nieograniczonych przestrzeniach Dzikich Pól, gdzie polscy rycerze
weszli w zbrojny kontakt z siłami Rusi moskiewskiej, a także tatarsko-tureckimi.
Nieliczne oddziały czuwające w wysuniętych stanicach kresowych musiały wykazać się
wielkim sprytem, a nierzadko posługiwać się przebiegłością w starciach z – bardzo często
– liczebniejszymi oddziałami tureckimi.
Wówczas to w szeregach polskiej konnicy pojawili się – sławni w całej Europie – lisowczycy.
Była to formacja powstała w czasie wojen Polski z Moskwą (za czasów Dymitrów).
Zaciężni rycerze, którzy nie byli jednak opłacani przez państwo, natomiast zapłatę pobierali
sobie poprzez łupy, jakie zdobyli na pokonanych przeciwnikach. Charakterystyczne
jest, że była to konfederacja wojskowa, swoich dowódców wybierająca w drodze głosowania.
Szlak bojowy tej formacji obejmuje ogromne przestrzenie Europy, od Morza Białego
na wschodzie, aż po Ren za zachodzie i Siedmiogród na południu. W zachodniej Europie
lisowczyków nazywano polskimi tatarami. I rzeczywiście, jak Tatarzy byli oni niezwykle
ruchliwi. Nie mając taborów – do transportu niezbędnego wojsku ekwipunku wykorzystując
konie juczne – byli formacją, która mogła przemierzać wielkie przestrzenie
o wiele szybciej niż tradycyjne wówczas oddziały wojskowe.
Najsłynniejszą i najbardziej malowniczą formacją Pierwszej Rzeczypospolitej była jednak
husaria. Ci „skrzydlaci” rycerze stanowili elitę pośród polskiej jazdy. Szkolenie husarzy
trwało długo i było prowadzone w sposób zorganizowany. Początkowo każdy adept „husarskiego
rzemiosła” był pachołkiem, czyli tzw. pocztowym u boku doświadczonego towarzysza.
Dopiero gdy nabrał wprawy, a także gdy miał odpowiednie środki na wystawienie
i utrzymanie własnego pocztu, stawał się towarzyszem husarskim. Poza nauką indywidualnej
sztuki walki, prowadzono także ćwiczenia w walce w szyku chorągwianym. Taktyka
walki husarii polegała na – często wielokrotnie ponawianych – atakach na szyk przeciwnika
w celu jego rozerwania. Wyróżniano generalnie dwa szyki szturmowe. Szyk luźny, gdy
odległość pomiędzy jeźdźcami wynosiła kilka metrów, umożliwiająca zawrócenie konia
i wycofanie się poza drugi szereg atakujących, aby rozpędzić konia i z furią zaatakować
ponownie. Szyk zwarty, gdy rycerze dotykali się kolanami, wykorzystywany był w chwili
osłabienia szyków przeciwników, w celu całkowitego ich rozerwania.
Husaria zdecydowała o wielu polskich zwycięstwach. Była to m.in. bitwa pod Kircholmem
(1605), gdzie hetman Jan Karol Chodkiewicz mając 3,5 tys. husarzy pokonał trzykrotnie
liczebniejszą armię szwedzką. Kolejnych wielkich dzieł dokonała husaria dowodzona
przez hetmana Stanisława Żółkiewskiego pod Kłuszynem (1610, wojna z Rosją),
dowodzona przez J.K. Chodkiewicza pod Chocimiem (1621, wojna z Turcją), czy dowodzona
przez hetmana Stanisława Koniecpolskiego pod Trzcianą (1629, wojna ze Szwecją).
Po upadku Rzeczypospolitej sławą okrywali się polscy kawalerzyści pod rozkazami Napoleona.
Warto wspomnieć o szarży polskiej Legii Naddunajskiej gen. Karola Kniaziewicza
w bitwie pod Hohenlinden (1800, wojna francusko-austriacka), czy najsłynniejszej
szarży polskich szwoleżerów w hiszpańskim wąwozie Somosierra (1808). Cztery szeregi
baterii hiszpańskich „rozniósł na szablach” 3. szwadron pułku polskich szwoleżerów
gwardii dowodzony przez pułkownika Jana Kozietulskiego. O tym szaleńczym ataku pięknie
śpiewał Jacek Kaczmarski:
Pod prąd wąwozem w twarz ognistym wiatrom
Po końskie brzuchy w nurt płynącej lawy
Przez szwoleżerów łatwopalny szwadron
Gardła armatnie kolanami dławić
W mokry mrok topi głowy szwoleżerów
Deszcz gliny, ziemi i rozbitej skały
Ci, co polegną – pójdą w bohatery
Ci, co przeżyją – pójdą w generały
Przez okres zaborów uwielbienie ułanów przejawiało się choćby w tańcu. Do dziś w wielu
zespołach – jak choćby w Zespole Pieśni i Tańca UMCS, zespole „Jawor” Uniwersytetu
Przyrodniczego – polskiego mazura tańczą „piękni chłopcy” w mundurach ułańskich
z czasów Księstwa Warszawskiego.
W II Rzeczypospolitej tradycja ułańska rozwinęła się i rozkwitła. Pieśnią i pędzlem sławiono
czyny ułanów Beliny, czy tych spod Rokitny sprzed lat. Kawaleria sprawdziła się
w wojnie polsko-bolszewickiej, a ostatnia wielka kawaleryjska bitwa w Europie miała
miejsce na Lubelszczyźnie pod Komarowem w 1920 r. Ułani, ułani, malowane dzieci. Niejedna
panienka za wami poleci, śpiewali nasi przodkowie, dumni ze swoich obrońców.
Jeszcze i wrzesień 1939 r. pokazał sprawność naszego konnego wojska zarówno w starciu
z Niemcami, jak i Sowietami. Jednak bez szarż na czołgi – jak pokazywała propaganda
hitlerowska i komunistyczna – a z walkami kawalerzystów pod Mokrą, nad Bzurą, pod
Szackiem czy Kockiem.
Pamiętając o tym, większą część „Kwarty” poświęcamy właśnie tym dzieciom malowanym…
dr Piotr Gawryszczak